Wakacyjne rozterki pracowników
Przed nami wakacje. Dokładnie za tydzień uczniowie polskich szkół otrzymają świadectwa i radośnie wybiegną… ku przygodzie! Czy tak samo radośnie myślą o tym czasie nasi pracownicy? Jakie mają obawy i jak pomóc im połączyć obowiązki zawodowe z rodzinnymi? Zostawiamy Wam kilka myśli.
Wakacje w szkołach podstawowych i średnich trwają około 70 dni. Urlop pracownika to 26 dni, doliczając 2 dni opieki, to łącznie dni 28, czyli prawie połowa. Nie jest tak źle! Drugą połowę dziecko może przesiedzieć w domu i jakoś dotrwamy do września! Ale zejdźmy na ziemię – w mało której firmie możemy pozwolić sobie na „wypuszczenie” pracownika na 5 tygodniu wakacji. Na urlop bezpłatny go zwyczajnie nie stać, więc zwykle kończy się na dwóch, maksymalnie trzech tygodniach urlopu letniego.
- Mamy więc wakacje z rodzicami – niech będzie szaleństwo, będą trzy tygodnie! Co dalej? Bo wciąż zostało jeszcze 50 dni…
- Są dziadkowie? No nie zawsze. Nie zawsze też mają możliwości czasowe (bo jeszcze pracują), finansowe lub zdrowotne, by zająć się wnukami. Bierzmy to pod uwagę.
- Kolonie? Fantastyczny pomysł! Jeśli jednak sprawdzimy koszt 2-tygodniowego obozu dla dzieci, możemy się trochę zdziwić. 2 500 – 3 000 zł. Sporo? Nawet bardzo! Szczególnie, jeśli ktoś ma dwójkę lub trójkę maluchów. Najczęściej kończy się na jednym turnusie, 14 dniach. Ale tu musimy zostawić gwiazdkę, bo nie każde dziecko chce wyjechać na samodzielny obóz (bo zwyczajnie się boi, bo nie jest gotowe, bo nie lubi, bo ma złe doświadczenia, itp.) i nie każde może (jest za małe, ma problemy zdrowotne, które uniemożliwiają wyjazd bez opieki rodziców, itp.) z kolonii skorzystać.
- Może siedzieć w domu? No jasne! Nuda bardzo wskazana, wtedy rozbudza się kreatywność, jesteśmy do tego absolutnie przekonani! Sami pamiętamy, że najlepsze chwile dzieciństwa to właśnie swoboda, brak nadzoru dorosłych i towarzystwo rówieśników. A tego przecież współczesnym dzieciom BARDZO brakuje. Ale nuda przez 2 miesiące…trochę sporo.
I nie piszemy tego po to, by narzekać (autorem dzisiejszego wpisu jest rodzic 😊) Każdy, kto ma dzieci, jest za nie odpowiedzialny i wiedział (lub nie😊), z jakimi obowiązkami wiąże się to w przyszłości. Nie chcemy więc marudzić, wzbudzać litości czy współczucia. Ten przydługawy wstęp jest tylko po to, by uświadomić przełożonym, co dzieje się aktualnie w głowach ich „dzietnego” zespołu: analizują, kombinują, planują i uprawiają logistykę na poziomie olimpijskim, by wszystko ze sobą pogodzić. Jak możemy im pomóc? Jak wesprzeć? Jakie praktyki stosują firmy, by okres wakacyjny minął w miarę bezboleśnie: żeby nie ucierpiała i praca, i psychika naszego pracownika:
- Home office – dobrze, że na nikim już dziś wrażenia nie robi (to chyba jedyny plus, jaki nam został po pandemii), bo nie da się ukryć, że jest dużym wsparciem dla rodziców. Stosowany na co dzień w wielu firmach, a w tych, które nie praktykują w ciągu roku, wart rozważenia właśnie na okres wakacji.
- Elastyczne godziny pracy – większa możliwość decydowania o czasie pracy, dopasowania go do opieki nad dziećmi, odwożenia na półkolonie, odbierania od znajomych, którzy akurat mają dyżur nad „domowym przedszkolem” zorganizowanym na czas wakacji. Czasem dzieciaki rano dłużej śpią, rodzice wolą usiąść do komputera już przed 6 rano, by o 11 zrobić sobie dwugodzinną przerwę na przygotowanie obiadu i ogarnięcie ekipy. Jeśli to nie koliduje z realizowaniem służbowych zadań – czemu nie?
- Dofinansowanie do wyjazdu dziecka – praktykowane w wielu firmach jako jeden z bardziej lubianych benefitów. Powód podaliśmy wyżej: ceny obozów i kolonii już nigdzie nie są niskie, więc rodzice często nie mogą sobie na nie pozwolić. To naprawdę doskonała opcja, na której skorzysta nie tylko dziecko oraz pracownik, jak i nasz employer branding. 😊
- Firmowe obozy lub kolonie – to propozycja dla większych przedsiębiorstw, mocno kojarzona z zakładowymi wyjazdami w latach 80. Ale jak pomyślimy, całkiem fajna! Wiemy, że w wielu firmach wraca do łask, ku radości rodziców, dzieci i znów… EB naszej marki!
- Półkolonie dla firmowych dzieciaków – na miejscu, bez noclegów, funkcjonujące zwykle w tych godzinach, w jakich otwarte są szkoły czy przedszkola. Wyjścia na basen, do ZOO, zajęcia z robotyki lub rysunku, spacery po mieście, szlakiem lokalnych legend. Tu propozycji nie brakuje, wszystko zależy od atrakcji lokalnych i kreatywności wychowawców. A jeśli już o tym mowa, warto wesprzeć wykwalifikowanych wychowawców firmowymi wolontariuszami! Czy to nie doskonały pomysł? Znów mamy EB, za którym – jak wiecie – przepadamy!
- Tak po prostu. Zrozumienie, że czasem dziecko musi przyjechać z pracownikiem do biura albo trzeba je pilnie przetransportować z punku A do punktu B lub po prostu niezbędna jest konkretnego dnia praca z domu. Czyli ten pierwiastek ludzki, który zawsze w cenie.
A jakie pomysły praktykuje się w Waszej firmie? Bo wierzymy, że dziś myśli się o tym w każdym większym (mniejszym też, znamy z autopsji!) przedsiębiorstwie. Podzielcie się z nami swoimi pomysłami, chętnie poczytamy!